Kamil vs złośliwy nowotwór mózgu

czwartek, 26 września 2013

Po nowe życie..

23 sierpnia zaczęła się nasza podróż po nowe życie.. życie, o które zamierzaliśmy walczyć i udowodnić niedowiarkom i uczonym tego świata w jak wielkiej niewiedzy i błędzie żyją, pozbawiając nas złudzeń i szans na normalność..

Lubań- Wrocław-Warszawa-Chicago-Houston.. tak wyglądał nasz rozkład.. do ostatniego dnia jeszcze nie czułem, że czeka nas tak długa podróż, że to już przecież, że czekaliśmy na to cały rok i przecież to było prawie nierealne..bo pieniądze, bo odległość, bo wizy..a jednak, siedzieliśmy w samolocie.. i jedno marzenie już stało się faktem..

28 godzin podróży, oczekiwanie i niepewność na lotniskach, czy na pewno przybiją nam do paszportów decydującą pieczątkę uprawniającą do pobytu w USA i zmęczenie.. Kamil w dniu wylotu był bardzo słaby, nie mógł iść- po udarze prawa nowa i ręka funkcjonowały bardzo źle. Kamil musiał jechać wózkiem.. pod koniec lotów- w oczekiwaniu na ostatni samolot Kamil już spał na siedząco, nie było już prawie sił.. modliłem się tylko, żeby nic się nie wydarzyło, żeby dał radę..i dał... gdy dolatywaliśmy do Houston spojrzenia mieliśmy przyklejone w okno, czuć było już wielkie emocje, już prawie.. dużo świateł, nowy, wielki świat i my..

Po wyjściu z samolotu jeszcze tylko odbiór bagaży i telefon do dobrych ludzi, którzy zechcieli nas przyjąć do siebie na pierwszy etap naszego pobytu..przemierzaliśmy korytarz i w oddali widzieliśmy już znajome twarze, które spotkaliśmy już raz - ale tylko przez internet.. niesamowite.. jak się później okazało przyjęli nas ludzie, którzy przyjechali tutaj na 2 lata do pracy, mieszkają od 8 miesięcy,  a jednak chcieli pomóc i zrobić coś dobrego.. jadąc samochodem nie spuszczaliśmy wzroku z widoków zza szyby.. wszystko było nowe i takie nadzwyczajne, tak inne przecież od tego co zwykliśmy widywać w naszej małej miejscowości.. zbyt wiele nie podróżowaliśmy wcześniej.. tym bardziej ten świat wydawał się nam jeszcze większy..

Dotarliśmy do mieszkania w środku nocy.. od razu praktycznie padliśmy na łóżko i zasnęliśmy.. dwa kolejne dni spędziliśmy robiąc zakupy i odpoczywając przed pierwszą wizytą w klinice..

Naszedł poniedziałek i odwiedziny Burzynski Clinic.. od pierwszych chwil spotkała nas miła niespodzianka, już w holu polski głos "Pan Nowosielski? dzień dobry, lekarze już czekają". Poczuliśmy się niesamowicie.. w końcu ważni, w końcu z nadzieją, że nie trzeba będzie z poczuciem winy stać pod jakimś gabinetem profesorskim, żeby z wielkiej łaski dostać jakieś informacje.. i nie zawiedliśmy się, od samego początku wszystko świetnie zorganizowane- Kamil z marszu poszedł do gabinetu, najpierw miał zrobione podstawowe badania a potem wizytę z lekarzami, najpierw indywidualną a potem grupową - z doktorem Burzynskim. Od pierwszych chwil dało się wyczuć, że nie jesteśmy w przypadkowym miejscu.. lekarze skupieni na historii choroby, podanie propozycji leczenia i odpowiedzi na nasze pytania, których było wiele.. w końcu coś czego nie proponują wszędzie, a więc nieskutecznej radio- i chemioterapii standardowej..wszystko z ust lekarzy brzmiało tak jakby dokładnie wiedzieli i znali wroga.. mówią przecież, że guzy mózgu to specjalność tej kliniki, ale wiadomo, oczywiście, że nie mogą nic obiecać, bo każdy pacjent jest inny, każdy organizm inaczej reaguje na leczenie.. ale szansa tu jest dla nas o wiele wiele większa.. dano nam odczuć, że nie pozwolą tak po prostu umrzeć Kamilowi, że jeśli coś nie podziała, będziemy kombinować dalej..

Wyszliśmy z kliniki podbudowani.. z wielkimi nadziejami.. ale i obawami.. czy podołamy finansowo czy organizacyjnie.. W pierwszych dniach Kamil miał również zrobiony pierwszy rezonans.. i pierwsza fatalna wiadomość.. guz jest ogromy (7 x7 cm) mina lekarzy była przerażająca.. jeśli oni się przestraszyli, to ja mało nie padłem  na zawał.. nie wierzyli, że guz o pierwotnej małej złośliwości mógł tak szybko się rozrosnąć.. przed nami wiele wiele pracy- powiedzieli, to nie będzie łatwe..

Po pierwszym wyniku znów wróciły koszmary.. pierwsze kilkanaście minut spędziłem w toalecie płacząc.. nie da się opisać strachu, który został już podsycony tyloma zdarzeniami z minionego roku.. każda zła wiadomość.. każda niepewność, ból głowy to już nie ten sam strach.. to już strach spotęgowany doświadczeniem, widokiem jadącego na salę operacyjną łóżka i cierpienia...

Trzeba było się pozbierać.. uwierzyć..

Po wstępnym rezonansie powiedziano, że leczenie może być koszmarnie drogie, że tak duży guz wymaga bardzo agresywnego leczenia, że mogą to być miliony.. znów załamka.. przecież z wielkim trudem zebraliśmy 80 tys a reszta to kredyt + 1 % podatku.. skąd wziąć pieniądze.. tego dnia po przyjeździe z kliniki powiedziałem wszystko moim dobrym duszkom w Polsce.. i nike nie mógł uwierzyć.. trzeba było szybko zacząć działać i to czego się nie spodziewałem.. mobilizacja nastąpiła z dnia na dzień.. trzeba było szybko działać.. inaczej dni nasze mogły być policzone..

Ustalenie kosztów jest niezwykle trudne, jest to jedna z najtrudniejszych do leczenia odmian raka.. wszystko zależy od wyników leczenia, konieczności stosowania dodatkowych leków, stanu pacjenta itd. dlatego trzeba działać i nie dopuścić aby zabrakło pieniędzy na leki..

Klinikę w pierwszych kilkunastu dniach odwiedzaliśmy codziennie- Kamil miał dodawane kolejne leki, zwiększane dawki, robione regularne badania, aby sprawdzić, czy z organizmem nie dzieje się nic złego.. szybko zżyliśmy się z ludźmi, którzy zaczęli, praktycznie od pierwszych dni, traktować nas jak własną rodzinę.. Codziennie te same twarze, uśmiechnięte i pomocne sprawiały, że jechaliśmy tam zawsze z nadzieją na dobry dzień... po przyjeździe z kliniki, robiliśmy to samo co w Polsce- omawialiśmy akcje, tylko, że tym razem z 300 procentowym doładowaniem, z zarwanymi nocami i podkrążonymi oczami.. szczególnie znów Danusia.. bo 7 godzin różnicy między nami.. akcja stanęła na głowie, ale tylko dzięki takiemu działaniu nadzieja mogła powrócić.. w kilkanaście dni zaczęliśmy organizować nowy team i dołączyły się kolejne i kolejne osoby.. liczba osób aktywnych bardzo szybko rosła.. to pozwoliło nam wierzyć..

Po pierwszych kilkunastu dniach zacząłem odważniej poznawać okolicę, bo przecież musiałem wyjść do sklepu na zakupy, żeby móc być bardziej samodzielnym.. w Klinice wszystko niesamowite.. ludzie.. to jest skarb.. przychodziliśmy z pustymi rękoma, wychodziliśmy obładowani zakupami.. nasze zastępcze mamy z Houston zaadoptowały nas, troszczyły i troszczą się.. lekarze są także na piątkę...zawsze przygotowani, zawsze mający czas kiedy tylko zechcę o coś zapytać, mimo wielu obowiązków i napiętego grafiku.. doktor Burzynski to niesamowity człowiek..  
Co najważniejsze - przychodzą ludzie co jakiś czas dziękując za leczenie i odzyskane zdrowie.. nam dając tym samym nadzieję na to samo..

Udało się również zorganizować zbiórkę na polskich dożynkach w kościele w Houston, dzięki temu poznałem nowych, wspaniałych ludzi, którzy się nami zainteresowali. Przekazałem informację dalej i w najbliższym czasie planowane są 2 kolejne zbiórki.. potem zobaczymy..

Pisząc tego posta mamy za sobą miesiąc leczenia a wiele wiele miesięcy przed sobą, bo przez to, że guz jest tak duży leczenie może potrwać bardzo długo... nieważne czy rok, dwa czy trzy.. ważne aby skutecznie.. tylko tego chcę.. Kamil czuje się już o wiele lepiej niż w Polsce- zaczął mówić, pisać, czytać, intelektualnie o wiele wiele lepiej! poza tym zaczął chodzić.. a przyjechał na wózku.. wiem, że to jeszcze może znaczy zbyt mało.. przed nami pierwsze skany, które pokażą co faktycznie dzieje się w głowie.. ale dla mnie, dla nas to już jest wiele.. bo w Polsce było już tylko gorzej..

Kochani, każdorazowo wpis jest wyświetlany 400-500 razy, jeśli każda z tych osób podarowałaby tak niewiele, choćby kilka złotych- Kamil miałby kolejne pieniążki na leczenie.

FUNDACJA DZIECIOM "ZDĄŻYĆ Z POMOCĄ"
UL. ŁOMIAŃSKA 5, 01-685 WARSZAWA
BPH S.A. ODZIAŁ W WARSZAWIE
KOD SWIFT (BIC): BPHKPLPK
NUMER KONTA:
61 1060 0076 0000 3310 0018 2660
TYTUŁ WPŁATY:
12979 NOWOSIELSKI KAMIL


WPŁATY ZAGRANICZNE:
1) w Dolarach amerykańskich (w kanadyjskich nie funkcjonuje)
PL 48 1060 0076 0000 3210 0019 6523
2) Euro:
PL 11 1060 0076 0000 3210 0019 6510
3) Wszystkie inne waluty:
PL 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615